Slow food z Krasina

Francuzi mogą przeżyć szok, gdy okaże się, że ich flagowy produkt, czyli ślimaki mogą pochodzić z naszego kraju.

Wypowiedź pewnego polityka, że Polacy nauczyli Francuzów posługiwać się widelcem, odbiły się głośnym echem. Tymczasem okazuje się, że mieszkańcy terenów nad Sekwaną mogą przeżyć jeszcze większy szok, gdy okaże się, że ich flagowy produkt, czyli ślimaki również mogą pochodzić z naszego kraju.

- Doszukaliśmy się, że ślimaki były jadane w Polsce już 1682 roku. W najstarszej polskiej książce kucharskiej znajdziemy więcej przepisów na ślimaki niż wieprzowinę i to postanowiliśmy rozgłosić po całej Polsce - mówią Mariola i Grzegorz Skalmowscy, którzy prowadzą hodowlę ślimaków w podpasłęckim Krasinie.

Jak mówią, wiele polskich tradycyjnych potraw, w tym właśnie ze ślimaków, zostały zapomnianych. - Ale nie dlatego, że Polacy lubią inną kuchnię. Po prostu doprowadziły do tego dzieje historyczne, wojny, rozbiory, komunizm. Dopiero teraz mamy dogodny klimat, aby pokazać na co nas stać, że nie tylko Francja, gdzie kuchnia jest uważana za najlepsza na świecie, ma coś do powiedzenia w kwestii ślimaków - wyjaśnia pan Grzegorz.

Ale czy teraz Polacy są gotowi na powrót do starych doznań kulinarnych? - Po stokroć tak! Proszę sobie wyobrazić, że w naszym Bistro Ślimaka w Krasinie koło Pasłęka są kolejki, a podajemy tylko ślimaki. Trzeba przyznać, że ślimaki inaczej smakują w miejscu produkcji na łonie natury na klasycznej polskiej wsi - zaznacza pani Mariola. - Nikt oczywiście się nie spodziewa, że nagle wszyscy w Polsce będą jadali ślimaki, tak jak nie jedzą krewetek czy ostryg, ale to nie znaczy, że nie mają ochoty ich spróbować. Trzeba im to po prostu umożliwić - zauważa jej mąż.

Właściciele "ślimakowego biznesu" wyjaśniają, że zauważają coraz większe zainteresowanie ich produktem. - Zarówno od samych szefów kuchni, od pizzerii po restauracje hotelowe czy turystyczne - objaśniają. - Osobiście uważamy, że to jest produkt turystyczny, istnieje coraz większy trend na tzw. turystykę kulinarną. Turyści przyjeżdżają do nas tylko po to, by spróbować ślimaków, bo tyle o nich słyszeli.

Początki jednak nie były tak łatwe. Ślimaki nie należą przecież do najpopularniejszych dań w naszym kraju. - Oczywiście, że się baliśmy - wspomina pan Grzegorz. - Ale my mamy to we krwi, każda przeszkoda jest dla nas wyzwaniem - zaznacza szybko.

Wspomina, że pomysł, aby wyprowadzić się na wieś i żyć zgodnie z naturą, prowadząc tam jakiś biznes, zrodził się w jego duszy jeszcze w latach 90-tych.

- Temat był ciężki, bo rolnikiem nie byłem, ale hobbistycznie zajmowałem się gekonami i żółwiami. Tak po przeczytaniu kilku ogłoszenie w gazecie, (internet nie był tak dostępny jak teraz), natrafiłem na ogłoszenie, pewnej przetwórni, która szukała hodowców ślimaków - wspomina. - Wyprowadziłem się na wieś, gdzie poznałem obecną żonę i razem zaczęliśmy tworzyć od podstaw naszą hodowlę ślimaków .

Dziś mają już za sobą liczne sukcesy, zarówno w hodowli, sprzedaży, jak i gastronomii.

- Po 15 latach, możemy teraz już powiedzieć, wiemy jak to robić, ale nie jesteśmy nieomylni - zaznaczają małżonkowie. Całemu przedsięwzięciu przyświeca również idea "slow food" czyli ochrony tradycyjnej kuchni i związanych z nią upraw oraz metod prowadzenia gospodarstw, charakterystycznych dla danego regionów. Biorąc pod uwagę, że państwo Skalmowscy zajmują się ślimakami można powiedzieć, że jest to nawet very slow food.

Jak podkreślają małżonkowie wierzą, że ślimak, ze wszystkich wymienionych powodów, może okazać się wspaniałym produktem promującym nasz region na całym świecie.

- Mamy taki pomysł, aby naszą Warmię i Mazury promowały właśnie ryby, raki i ślimaki. Ryb u nas jest bez liku, ślimaków również - mówią.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..