Zaczęło się od makaronu

Zdarza im się trafić do domu, w którym nie ma dosłownie nic. Od razu wiedzą, że nie można tego tak zostawić.

Zaczęło się wręcz niewinnie. - Pewnego dnia nagotowałam na obiad za dużo makaronu. Nie byliśmy w stanie tego przejeść, a przecież nie wyrzucimy - wspomina Marta Apanowicz. Tak zrodziła się inicjatywa "Oddam obiad - Elbląg".

Pani Marta stworzyła grupę na portalu społecznościowym, która miała pomagać w dzieleniu się posiłkami. - Chciałam, aby ludzie między sobą wymieniali się informacjami, że ktoś ma np. do oddania jakiś posiłek, słoiki czy jakiś suchy prowiant. I to zadziałało od razu - wspomina. Odzew był natychmiastowy i przerósł najśmielsze oczekiwania państwa Apanowiczów.

"Kupiłaś za dużo? Zostało wam jedzenie po imprezie? Ugotowałaś z dużo na obiad? To się podziel!" - czytamy na stronie inicjatywy. W ciągu kilku miesięcy ich grupę polubiło niemal trzy tysiące osób. Oferty pomocy zaczęły spływać jedna po drugiej. Zebrane jedzenie małżonkowie rozwozili bezdomnym, rodzinom wielodzietnym i innym osobom potrzebującym.

- Naszym zamiarem było, aby stworzyła się sieć ludzi pomagających sobie nawzajem. Niektórzy jednak może się wstydzili pomagać czy też prosić o pomoc. Część po prostu nie wiedziała jak i komu może dostarczyć, to co ma do oddania. Okazało się, że potrzeba jednak jakiegoś pośrednika. I tej roli podjęliśmy się my - opowiada pan Radek, mąż pani Marty.

Już niemal od samego początku ich inicjatywy zaczęła ona przybierać nieco inny charakter.

- Ludzie zobaczyli, że dzieje się coś dobrego i zaczęli odzywać się do nas także w innych sprawach - opowiada pan Radek. - My jeżdżąc do ludzi z jedzeniem, wyostrzyliśmy swoje zmysły - dodaje.

Zaczęli odtąd patrzeć, czy potrzebujący, których odwiedzają, nie tylko mają co jeść, ale czy nie potrzebują także jakiejś innej pomocy.

Wtedy też do grupy dołączyła Nel Cybulska z mamą. - Dzięki nim dostaliśmy informacje o ludziach, którzy potrzebują nie tylko jedzenia, ale i kompleksowej pomocy i wsparcia - mówi pani Marta.

Jednocześnie na internetowej grupie zaczęło się pojawiać coraz więcej ofert nie dotyczących jedzenia. - Ludzie oferowali meble, sprzęt elektryczny, środki czystości, zabawki a nawet swoje profesjonalne usługi - wyliczają.

- Nie mogliśmy więc w to nie wejść - mówią zgodnie małżonkowie. - Sami nie mamy zbyt wiele, ale kiedy zobaczyliśmy, że są blisko nas ludzie, którzy nie mają zupełnie nic, to nie mogliśmy tego zostawić - dodają.

Zdawali sobie jednocześnie sprawę, że to pochłonie mnóstwo ich czasu, a przecież każde z nich ma swoją pracę i opiekują się trójką dzieci.

Całość artykułu w "Gościu Elbląskim" na 22 lipca.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..