Niezwykle sprawny organizator, wzór zarządzania ludźmi, cierpliwy i odpowiedzialny, ale przede wszystkim niezwykle uprzejmy i, tak po ludzku, dobry - tak zapamiętam ks. Mieczysława.
A dopóki żyje na świecie choćby jeden człowiek, który nie zna Boga i nie kocha Go ponad wszystko, nie wolno nam ani na chwilę spocząć - to słowa ojca Jordana, założyciela zgromadzenia księży salwatorianów. Ksiądz Mieczysław Tylutki nie tylko doskonale je znał, ale prawdziwie nimi żył.
Każdy, kto miał okazję poznać tego kapłana, mógł się przekonać, że rzeczywiście tak było. Bardzo pragnął, aby każdy, kto staje na jego drodze, doświadczył Bożej miłości. Nie robił jednak tego w sposób nachalny. Pokazywał to swoją postawą, otwartością, codziennym życiem i uśmiechem dla każdego.
"Nie spocząć ani na chwilę" - to chyba też potwierdzi każdy, kto widział, jak ciężko pracował, by w końcu powstała odpowiednia świątynia dla elbląskiej parafii Brata Alberta. Niezwykle sprawny organizator, wzór zarządzania ludźmi, cierpliwy i odpowiedzialny, ale przede wszystkim niezwykle uprzejmy i, po ludzku, dobry. "Święty człowiek" - to pierwsze, co usłyszałem od jednego z parafian, gdy rozmawialiśmy o śmierci ks. Mieczysława.
Ksiądz Tylutki był jednym z pierwszych kapłanów, których poznałem, kiedy zakładana była redakcja "Gościa Niedzielnego" w Elblągu. Od samego początku był dla nas niezwykle życzliwy, za każdym razem chętnie nas przyjmował i pokazywał, że ceni naszą pracę.
Wierzę, że dziś odebrał swoją nagrodę i w końcu może odpocząć po tej ziemskiej harówce.