Przed laty Elbląg przeżywał podobną tragedię, jakiej dziś doświadcza Paryż.
W czasie, gdy oczy świata skierowane są na Paryż, gdzie płonęła katedra Notre Dame, warto przypomnieć, że podobny dramat przeżywali niegdyś mieszkańcy Elbląga.
Katedra Notre Dame to najważniejsza świątynia Paryża i całej Francji. W pożarze, do którego doszło 15 kwietnia, doszczętnie spłonął dach kościoła, a jego iglica runęła. Wysokich temperatur nie wytrzymały także XIII-wieczne rozety i witraże. Uratowano obie wieże i strukturę budynku. Udało się także ocalić większość dzieł sztuki i relikwie.
26 kwietnia 1777 roku zapisał się na kartach historii Elbląga podobnie smutnymi zgłoskami jak kwietniowy wieczór bieżącego roku nad Sekwaną. Tego dnia na elbląskim niebie pojawiły się ciemne chmury, a nad miastem rozpętała się ogromna burza.
Po chwili piorun uderzył w wieżę katedry św. Mikołaja, która momentalnie zaczęła się palić. Podobnie jak w Paryżu odważni mieszkańcy wraz z kapłanami starali się wynieść jak największą część wyposażenia. Niestety, nie udało się ugasić ognia, który strawił wieże i dach kościoła. Wkrótce po pożarze zawaliły się sklepienia, niszcząc przy tym ołtarz główny i te elementy, które pozostały we wnętrzu świątyni.
Odbudowa elbląskiej katedry wiązała się z ogromnym nakładem środków, których wówczas w kasie miejskiej i kościelnej najwyraźniej brakowało. Nie odbudowano spalonej wieży głównej, a cały kościół obniżono o 6,5 metra. Wieżę odbudowano dopiero po 130 latach, a została ona poświęcona 24 października 1906 r.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się