Na relacje dziennikarzy czekali nie tylko mieszkańcy regionu, ale i ogólnopolskie redakcje. - To niesamowite, jak potężną charyzmę może mieć jeden człowiek, jak ludzie go słuchali - wspomina Agnieszka Staszewska.
Musimy pamiętać, że wtedy praca dziennikarza była znacznie trudniejsza niż obecnie. Nie było internetu, a telefony komórkowe nie były powszechnie używane. – Musiałam wsłuchiwać się w to, co mówi papież, szybko notować i robić relację na żywo do radia. Ludzie chcieli poznać najważniejsze słowa, które wypowiadał. Usłyszeć o tym, co dzieje się na kopcu, jakie grupy pielgrzymów są na płycie lotniska – wymienia A. Staszewska.
Obecni byli wierni z całego regionu. Z obwodu kaliningradzkiego przyjechała grupa Polaków z ks. Jerzym Steckiewiczem. Bardzo przeżywali spotkanie z Janem Pa- włem II. Dziennikarze rozmawiali z nimi przed przylotem papieża, a także po tym, kiedy opuścił Elbląg.
O przygotowaniach do przyjazdu z obwodu kaliningradzkiego do Elbląga opowiedział dziennikarzom abp Tadeusz Kondrusiewicz. To spotkanie było możliwe dzięki ks. Edwardowi Rysztowskiemu, który zaprosił księdza arcybiskupa, by podszedł do stanowisk reporterskich.
Miasto opustoszało
By móc wejść do sektora prasowego, dziennikarze, także lokalni, musieli mieć akredytacje. Odebrali je znacznie wcześniej w Warszawie. – My, jako dziennikarze, na miejsce spotkania z Ojcem Świętym wchodziliśmy innym wejściem niż pozostali pielgrzymi. Szliśmy przez lotnisko – oczywiście kontrolowano nas i sprawdzano. Byliśmy w sektorze prasowym, który znajdował się jeszcze przed sektorem 0. Tam był problem ze słyszalnością, bo staliśmy za głośnikami – opowiada Jan Brzozecki, który w Elblągu znany jest jako odtwórca roli św. Wojciecha. Podczas wizyty papieża w mieście był przedstawicielem gazety „Nasz Głos”.
Dziennikarze dostali wcześniej tekst papieskiego przemówienia, ale doskonale wiedzieli, że Ojciec Święty zawsze coś zmienia, dopowiada.
Zrobił tak również wtedy. Mówił: „Dziękuję Elblągowi za to wspaniałe przyjęcie. Bóg zapłać. Skoro wołacie: »Niech żyje papież«, to mi przyszło na myśl, że ktoś się raz pomylił i zamiast wołać: »Niech żyje papież«, zaczął wołać: »Niech żyje łupież«. Ja was do tego nie zachęcam, ale tu, na miejscu tych sportowych wspomnień, trudno było tego nie dodać” – żartował papież, którego słowa przerywały wybuchy śmiechu zgromadzonych na lotnisku wiernych.
– Początkowo próbowałem dopisywać to, co zmieniał Ojciec Święty, ale nie dało się tego zrobić i w tamtym momencie nie było to najważniejsze. Ważniejsza była atmosfera, jaka tam panowała. Jan Paweł II był daleko, ale był u nas, w Elblągu. To ludzi jednoczyło – kontynuuje J. Brzozecki.
– Pamiętam, że nigdy wcześniej nie widziałem tak pustego miasta jak wtedy, gdy jechałem na elbląskie lotnisko. Wszyscy już tam byli – przypomina K. Nowacki.
– Przeżywałam to, że jestem na platformie dla dziennikarzy, widzę przed sobą kopiec z Janem Pawłem II, a po prawej stronie mam ok. 260 tys. ludzi – mówi A. Staszewska.
– Ze zwyżki dla dziennikarzy nie można było zejść, ale widok był dobry. Rusztowanie miało kilka metrów wysokości. Widzieliśmy, jak lądowały helikoptery i jak Ojciec Święty przejeżdżał między sektorami. Później śmialiśmy się, że wszyscy mamy takie same zdjęcia – dodaje K. Nowacki.
J. Brzozecki stał około metra od przejeżdżającego między sektorami papamobile, przewożącego Jana Pawła II. – Byliśmy wtedy bardzo szczęśliwi, radośni. Do lotniska zbliżała się wielka chmura, ale znikła. Deszcz zaczął padać już po zakończeniu wizyty – opowiada.
– Do dzisiaj mam to wspomnienie, jak jeden człowiek – fenomen – porwał za sobą te tysiące ludzi, które uczestniczyły w spotkaniu. W czasie homilii była absolutna cisza. Czasem pojawiały się brawa i śmiech, bo papież był człowiekiem z dużym poczuciem humoru, ale generalnie była cisza. To jest niesamowite, jak potężną charyzmę może mieć jeden człowiek, jak ludzie go słuchali – wspomina A. Staszewska.