Lekarze nie mogli wyjść ze zdziwienia. Tak zaawansowany czerniak jest zawsze śmiertelny. Z niedowierzaniem patrzyli na wyniki pokazujące, że pacjent jest "czysty".
- Po powrocie do domu nie mogłem sobie znaleźć miejsca, nie miałem z kim porozmawiać. Było już popołudnie, więc pojechałem do cerkwi, aby prosić Boga o łaskę i oddać się Jego woli - mówi.
Ksiądz proboszcz, gdy tylko usłyszał o ciężkiej chorobie parafianina, natychmiast zadecydował o odprawieniu Mszy św. w jego intencji. Po zakończeniu Eucharystii udzielił mu także sakramentu namaszczenia chorych i poprosił, aby wspólnie pomodlić się przed ikoną św. Mikołaja z Mirry, która znajduje się w cerkwi. - Niespodziewanie zrobiło mi się dużo lepiej. Modlitwa przed ikoną wlała w moją duszę spokój, przywróciła wiarę, że będzie wszystko dobrze - mówi.
Następnego dnia pan Roman miał zabieg. Po następnych 10 otrzymał wynik badania histopatologicznego. Rozpoznanie: czerniak złośliwy kończyny górnej z barkiem. Panu Romanowi usunięto także dwa zakażone węzły chłonne. Kolejne konsylia lekarskie zgodnie orzekały, że wobec takiej choroby nie ma ratunku.
Na kolejnym już z rzędu konsylium pacjent nie mógł rozszyfrować spojrzeń lekarzy. Przeglądali oni wyniki i nie mogli wyjść ze zdziwienia. - Jest pan "czysty". Nie ma pan raka - mówili lekarze. Pytali podejrzliwie, czy nie brał jakichś leków. - Opowiedziałem im więc o modlitwie przy ikonie św. Mikołaja i jego wstawiennictwie. O tym, jaki spokój poczułem i jaką opiekę otrzymałem. Skwitowali to jednak wyłącznie milczeniem - wspomina. Konsylium zaleciło szereg dalszych badań, które potwierdziły, że R. Hnatiuk nie ma już raka.
Całość artykułu w "Gościu Elbląskim" nr 26 na 30 czerwca.