O powołaniu do kapłaństwa odkrytym w czasie Elbląskiej Pielgrzymki Pieszej na Jasną Górę opowiada kl. Marcin Nieścigorski.
Od najmłodszych lat byłem związany z moją parafią pw. Miłosierdzia Bożego w Kwidzynie, przy niej się wychowywałem. Tam uczyłem się życia we wspólnocie. Z pewnością już wtedy zaczęło kiełkować moje powołanie do kapłaństwa. Choć muszę powiedzieć, że w jego odkryciu bardzo ważne miejsce zajmują Elbląska Pielgrzymka Piesza i przygotowania do niej. Od kilku lat chodzę w grupie Pomezania Kwidzyn. Moim zadaniem na trasie było prowadzenie modlitw. Za każdym razem musiałem się do tego przygotować. Wyszukiwałem odpowiednie modlitwy, fragmenty Ewangelii. Dziś, gdy patrzę z perspektywy czasu, widzę, że wpłynęło to na wzrost mojej pobożności.
O „zakładzie” zapomniałem
Po pielgrzymce, tuż przed egzaminem dojrzałości, uczestniczyłem w czuwaniu maturzystów na Jasnej Górze. Myślę, że to był taki przełomowy moment jeśli chodzi o wybór mojej drogi życiowej. Wtedy zawierzyłem się Maryi i najmocniej prosiłem o to, żeby zdać maturę z matematyki. No i trochę się... targowałem, bo powiedziałem, że jeśli zdam egzaminy, to wstąpię do seminarium. Pamiętam, że przed ogłoszeniem wyników bardzo się stresowałem. W tym samym czasie uczestniczyłem w koloniach parafialnych jako opiekun, a w dniu, w którym miałem poznać rezultaty, byliśmy na Słowacji, więc nie miałem jak tego sprawdzić. Każdemu mówiłem, że nie zdałem. Na szczęście okazało się, że nie miałem racji.
Ale o „zakładzie” z Maryją zapomniałem. Zdecydowałem się na studia na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Dostałem się i wiedziałem nawet, gdzie będę mieszkać. Wtedy Pan Bóg i Maryja zadziałali. Pojawiło się we mnie ponaglenie: „Spróbuj. Idź do seminarium”. I nadszedł czas pielgrzymki. W ubiegłym roku byłem kwatermistrzem, więc miałem więcej czasu na bycie w ciszy. Był to czas cichej modlitwy, spędzony sam na sam z Panem Bogiem. Gdy doszliśmy do tronu Pani Jasnogórskiej, po spowiedzi uznałem, że pójdę za głosem powołania. Wiedziałem, że to jest to, czego pragnie od mnie Pan Bóg i czego ja sam chcę. Choć obawy wciąż były, wiedziałem, że Pan Bóg mi pobłogosławi.
Jestem wdzięczny
14 września odbyły się egzaminy do Wyższego Seminarium Duchownego w Elblągu. Jeszcze trzy dni wcześniej bałem się zadzwonić do księdza rektora. Bardzo się stresowałem. Zmobilizowała mnie do tego dziewczyna mojego brata. Była ona jedną z niewielu osób, które wiedziały, jaką podjąłem decyzję. Wciąż to ukrywałem przed rodziną i księżmi z mojej parafii. Powiedziałem im dopiero dzień przed egzaminami, ponieważ potrzebne mi było świadectwo chrztu św. i bierzmowania.
Dziś wiem, że przez cały pierwszy rok mojej nauki i formacji w seminarium Pan Jezus i Maryja mi błogosławili. Seminarium to moje miejsce, tam bardzo dobrze się czuję. Jestem wdzięczny Maryi, że pomogła mi odkryć powołanie do kapłaństwa. W tym roku na Jasną Górę pielgrzymowałem, dziękując Jej właśnie za to i prosząc o powołania kapłańskie, misyjne i zakonne zwłaszcza z naszej diecezji. wysłuchała
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się