Nie możesz sobie pozwolić na ponaddwutygodniowy urlop? Nic nie szkodzi – na zaczerpnięcie pielgrzymiego ducha wystarczą cztery dni!
Kiedy przed pięcioma laty po raz pierwszy wyruszali na ten szlak, była ich zaledwie garstka. W dwunastkę przecierali szlak przez Żuławy i Wysoczyznę Elbląską, aby dotrzeć do Gietrzwałdu. Z roku na rok ich jednak przybywało. W ubiegłorocznej żuławskiej pielgrzymce pieszej do najsłynniejszego sanktuarium na Warmii i Mazurach wchodziło już niemal 50 osób. Już wkrótce, bo 4 września, w ujściu Wisły w Mikoszewie wystartują po raz kolejny, aby po czterech dniach wędrówki dotrzeć na uroczystości odpustowe u Matki Boskiej w Gietrzwałdzie.
– To wielka radość, że grupa rozwija się w takim tempie – mówi ks. Marek Witkowski, pomysłodawca i kierownik pielgrzymki. Tak dynamiczny rozrost grupy sprawia, że trzeba już robić plany na przyszłość. – Przede wszystkim jeśli przekroczymy liczbę 70 pielgrzymów, trzeba będzie znaleźć większy samochód do transportu bagażu – śmieje się kapłan. Rozwój żuławskiej pielgrzymki od ujścia Wisły do Gietrzwałdu wpisuje się w rosnące zainteresowanie lokalnym pielgrzymowaniem.
– To nam pokazuje, że wciąż tkwi w nas potrzeba przeżywania rekolekcji w drodze, choćby krótkich – uważa ks. Marek. Pielgrzymka żuławska powstała z myślą o tych pątnikach, którzy wcześniej szli już na Jasną Górę, ale dziś nie mogą sobie pozwolić na wędrówkę trwającą ponad dwa tygodnie. Najczęściej nie mogą otrzymać tak długiego urlopu, czasem w grę wchodzą kwestie zdrowotne czy rodzinne. Taka alternatywa jest więc doskonałym rozwiązaniem, aby choć trochę zaczerpnąć pielgrzymiego ducha. Ta pielgrzymka – choć trwa cztery dni – nie należy do najłatwiejszych. Są to bowiem dni marszu po ponad 30 kilometrów każdy. Zdarzają się i dłuższe odcinki. – W zeszłym roku na chwilę musiałem opuścić grupę i jak najszybciej chciałem ją dogonić. Kiedy dotarłem do miejsca, w którym powinna być, ze zdziwieniem zauważyłem, że ciągle jej tam nie ma – wspomina ks. Marek.
– Okazało się, że wybrali nie to rozwidlenie dróg i kiedy dotarli do jakiegoś dziwnego domu, którego w ogóle nie powinno być na trasie, porządkowi zorientowali się, że coś jest nie tak. Musieli zawrócić i tego dnia przeszli dodatkowe dwa kilometry – śmieje się ksiądz przewodnik. – To jest zupełnie inna pielgrzymka – mówi Anna, która regularnie wędruje z Mikoszewa do Gietrzwałdu. – Dochodzę do wniosku, że ta jest moja... a na paru już byłam. Dziś, kiedy mam rodzinę, Elbląska Pielgrzymka Piesza na Jasną Górę jest dla mnie trochę za długa, a ten dystans jest dla mnie idealny – dodaje. Zapisy na pielgrzymkę trwają do ostatniej chwili. Tak więc do wyruszających pątników można dołączyć nawet w poranek wyjścia. Wędrówce nie towarzyszy szczególny temat rozważań, nacisk kładziony jest na spełnianie prośby Matki Boskiej Gietrzwałdzkiej, która podczas wszystkich objawień powtarzała: „Odmawiajcie Różaniec”.
– W tym roku na pewno poruszymy tematy 80. rocznicy wybuchu II wojny światowej czy grzechów przeciwko Panu Bogu i Matce Bożej, których doświadczamy w ostatnim czasie coraz więcej. Pielgrzymka będzie ekspiacją za te grzechy. Będziemy również prosić o pokój. Nie tylko ten w sensie wolności od tej prawdziwej wojny, ale także od tych wojenek, które są w narodzie, rodzinach i wśród naszych znajomych – wylicza ksiądz przewodnik. Od początku organizatorzy dokładają wszelkich starań, aby pielgrzymka zachowała swój pokutny charakter. – Staramy się, aby był to naprawdę trud oddany Panu Bogu, i tak się rzeczywiście dzieje. W intencjach jest wszystko – od podziękowań Panu Bogu za otrzymane łaski po błagania i prośby. Ludzie proszą za dzieci, za rodzinę czy też za kogoś, kto choruje. To pokazuje, że ci ludzie wiedzą, po co idą – podsumowuje kapłan.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się