Reklama

    Nowy numer 12/2023 Archiwum

Różaniec zamiast ciasteczka

Połączyła ich miłość do Maryi i... postać kard. Stefana Wyszyńskiego.

Prymas Tysiąclecia był nam zawsze bardzo bliski, bo oboje studiowaliśmy na warszawskiej uczelni jego imienia – mówi Andrzej Berekets. – Teraz, kiedy zbliża się jego beatyfikacja, jesteśmy jeszcze bardziej wdzięczni Panu Bogu, że tak kierował naszym życiem, że na siebie trafiliśmy. Razem z żoną Małgorzatą prowadzi kawiarnię w Pasłęku. W ich lokalu jako gratis z lady częściej niż ciasteczko czy próbkę kawy można wziąć... różaniec.

– Cóż, żeby to zrozumieć, wystarczy spojrzeć na zdjęcie naszej „Szefowej”, które wisi na ścianie – uśmiecha się pani Małgorzata, pokazując zawieszony nad wejściem dla personelu obraz Matki Bożej z Medjugorja. Jak dodaje, gdyby nie Medjugorje, tego lokalu w ogóle by nie było. Jej pierwsze wspomnienia związane z tą miejscowością pochodzą z czasów, gdy była małą dziewczynką. – Pamiętam doskonale, jak z trudem wspinałam się na palce, aby dojrzeć stojący na stole obrazek z Matką Bożą z Tihalijny, który z ówczesnej Jugosławii do Polski przywiozła moja chrzestna – opowiada. Ale maryjny wizerunek to nie jedyny element zwracający uwagę w tej pasłęckiej kawiarni. Jak mówią właściciele, wszystko tam „jest po coś”, także wiszące na ścianach obrazy aniołów.

– To nie jest tak, że my chcemy teraz nawracać wszystkich naszych klientów – zaznaczają, ale cieszą się, gdy wchodzący do lokalu widzą te rzeczy i zaczynają zadawać im pytania, na które chętnie odpowiadają. Szczególnie zapadają im w pamięć rozmowy na temat Medjugorja. Podkreślają, że takie podejście wypływa z ich wewnętrznej pewności, że w dzisiejszym świecie warto bronić swoich przekonań, nawet za cenę wyśmiania czy szyderstwa z różnych stron. – Gdybyśmy robili inaczej, nie bylibyśmy po prostu szczerzy. Ani wobec siebie, ani wobec innych, ani wobec Boga – uważa pan Andrzej. Jego żona przynajmniej raz w roku, najczęściej w październiku, jedzie do Medjugorja.

– Zawsze przywożę stamtąd różańce, a potem kładę je przy kawiarnianej kasie z karteczką z napisem, że każdy, kto chce, może go zabrać ze sobą – opowiada. – W pierwszej kolejności znikają oczywiście te kolorowe, ale i pozostałe nie leżą zbyt długo – uśmiecha się pani Małgorzata. Jak mówią właściciele, z tymi różańcami również wiąże się wiele pamiętnych dla nich zdarzeń, jak wizyta pielęgniarki z pobliskiego ośrodka zdrowia, która zapytała o ich pochodzenie. – Następnego dnia przyszło kilka jej koleżanek, które też chciały takie mieć – wspomina M. Berekets. Klienci doceniają domowy klimat kawiarni. – Przyjechałam tu kiedyś z rekomendacji znajomej dla dobrych lodów, ale od razu poczułam, że panująca tu atmosfera bardzo mi odpowiada. Wiem, że będę tu jeszcze wracać – mówi pani Magdalena.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy