To nie jest czas duchowego truchciku z poklepywaniem po plecach. To maraton! Górski! Nocą! W deszczu!
Duchowy challenge czy okazja do popracowania nad męskim powołaniem? – Z całą pewnością coś, co pozwala spojrzeć inaczej na swoje życie i zyskać wolność – mówią zgodnie uczestnicy programu Exodus 90 z Elbląga. 10 stycznia w kościele Matki Bożej Królowej Polski odbyło się spotkanie wprowadzające przed kolejną edycją tej inicjatywy, której początek zaplanowano na 17 stycznia.
Jak wyjaśniają jego pomysłodawcy, Exodus 90 to 90-dniowe ćwiczenia duchowe dla mężczyzn oparte na modlitwie, ascezie i braterstwie. W ramach tej inicjatywy uczestnicy zbierają grupę 5–7 mężczyzn, którzy przez ten okres będą prowadzeni przez codzienne czytania z Księgi Wyjścia i specjalnie przygotowane rozważania.
Elbląscy mężczyźni, którzy brali udział w poprzednich edycjach tego programu, podkreślają na wstępie, że nie jest to łatwe zadanie. – Jestem mężem i mam 3-letniego synka. Przystąpiłem do programu po namowie przyjaciela, natomiast gdy usłyszałem na spotkaniu, na czym on polega i jakie czekają nas wyrzeczenia, pojawiła się obawa, czy to jest do udźwignięcia przeze mnie i czy temu podołam – wspomina Piotr Górski. – Jednocześnie własne ego podpowiadało: Jak to? Ja nie dam rady? Mój przyjaciel też oczywiście pomagał, podsycając moją ambicję, i tak przystąpiłem do programu – opowiada.
Jezus – największy twardziel
Maciej Pietkiewicz z kolei trafił na informacje o Exodusie przez internet. – Sprawdziłem, co to jest, i praktycznie z miejsca powiedziałem: „Tak! Wchodzę w to!”. Później napisałem do innych mężczyzn, z których pozytywnie odpowiedziało sześciu – wspomina. Od razu zdał sobie również sprawę, że podejmowanie szeregu wyzwań, codziennie bez przerw przez 90 dni, aż do Wielkiejnocy, to coś, co będzie kosztowało. – To nie są proste zadania. Zdarzy się, że nie będą również przyjemne, ponieważ pokazują nam samym to, co w nas niedoskonałe, i wskazują, gdzie musimy włożyć jeszcze większy wysiłek do pracy nad sobą. To nie jest czas duchowego truchciku z poklepywaniem po plecach. To maraton! Górski! Nocą! W deszczu! – uśmiecha się.
Uczestnicy elbląskiej odnogi programu to mężczyźni, którzy mają za sobą sporo lat formacji. – Funkcjonujemy w Kościele, w którym kapłani są mężczyznami, ale w którego murach zasiadają głównie kobiety. W klasycznym wydaniu w zasadzie nie mamy więc zbyt wielu szans na to, aby doświadczyć męskiej duchowości, bo przecież inne wyzwania mam ja jako mężczyzna, a inne moja ukochana – mówi Paweł Hermanowicz. Zauważa, że otacza nas świat, w którym obecny jest kryzys męskości i ojcostwa, gdzie o naszym życiu decydują przerośnięci chłopcy bez kręgosłupa moralnego. – Ostatnie dwa lata to także okres, gdy stale bombardowani jesteśmy negatywnym przekazem medialnym i codziennie karmieni lękiem. Żyjemy w świecie, w którym stale niszczony jest pierwiastek męski jako potencjalne źródło zagrożenia. Tymczasem męskie życie to obszar stałej walki, w której zmagamy się z wieloma wyzwaniami. Jeżeli jesteś chrześcijaninem, to wiesz, że walka ta ma także wymiar duchowy, i nie walczysz przeciwko krwi i ciału, ale pierwiastkom duchowym, które chcą cię widzieć słabym. A nie takim cię stworzył Bóg. Nie takim chce widzieć cię Jezus, największy twardziel wśród męskiego rodu – zaznacza.
Szkoła miłości
Z kolei Marek Kalkowski stwierdza, że dla niego program ten był drogą wychodzenia z własnego egoizmu i egocentryzmu oraz kierowania swojej uwagi na Pana Jezusa.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się