Tym razem ks. Waldemar Maliszewski, proboszcz parafii Wniebowstąpienia Pana Jezusa w Cyganach, dary zawiózł do Kijowa.
Był to już czwarty transport z darami, jaki z parafianami i przyjaciółmi-darczyńcami przygotował dla walczącej Ukrainy ks. Waldemar Maliszewski, proboszcz parafii Wniebowstąpienia Pana Jezusa w Cyganach. Po raz trzeci dary zawiózł osobiście. Po raz drugi transport trafił do 5. Samodzielnego Batalionu Strzelców - żołnierzy, którzy walczą na froncie wschodnim.
Transport miał zostać przekazany w samym Kijowie. Będąc w stolicy Ukrainy ks. Waldemar dowiedział się, że ostatecznie zostanie on przekazany w jednej z miejscowości w pobliżu Kijowa. Wiązało się to ze względami bezpieczeństwa.
- Ten transport humanitarny był najbardziej kosztownym, najbogatszym ze wszystkich, jakie do tej pory przygotowaliśmy. Znajdowało się w nim dużo - jak na nasze możliwości - elektroniki - mówi ks. Waldemar.
Były w nim noktowizory, radia szyfrowane Motorola, a także śpiwory, stazy taktyczne do tamowania krwawień, 30 kg kawy w saszetkach i 10 kg batonów Snikersów. Podobnie jak w przypadku poprzednich zbiórek ks. Waldemar nie otrzymał datków od zorganizowanych instytucji, włączyli się w nią tylko indywidualni darczyńcy. - Wierzę, że zawsze uda mi się nazbierać potrzebną kwotę, bo wierzę, że te transporty są przygotowywane z góry, przez Pana Boga - opowiada proboszcz parafii w Cyganach.
Będąc w Ukrainie kapłan zobaczył wiele miejsc, w których toczyły się walki. - Trasa tego wyjazdu wiodła przez dwa miejsca bardzo mocno naznaczone cierpieniem, czyli Buczę i Irpień. Byłem w Buczy, byłem w Irpieniu - powtarza ks. Waldemar. Tam zobaczył zbombardowane wieżowce i centra handlowe, popalone domy przy wielokilometrowych ulicach, ostrzelane samochody, w których w środku wciąż widać krew. - Wrażenia były straszne - podkreśla.
Do Buczy pojechał przede wszystkim po to, żeby tam uklęknąć. - To było dla mnie bardzo ważne, żeby w takim miejscu, jak Bucza uklęknąć i prosić Pana Boga o pokój - zaznacza ks. Waldemar Maliszewski.