Od dawna nosił na szyi krzyżyk, zna modlitwę „Ojcze nasz”. Nie chciał już dłużej zostawać na krześle, gdy inni przystępowali do Komunii św.
Kiedy do sakramentu przystępuje osoba dorosłam, kapłan pyta, o co prosi Kościół Boży, a ona odpowiada, że o wiarę. Właśnie to pytanie: „Marcinie, o co prosisz Kościół Boży?” usłyszał 6 listopada w czasie niedzielnej Eucharystii jeden z mieszkańców Domu dla Bezdomnych im. św. Brata Alberta w Elblągu. Bo wiara daje życie wieczne. Pan Marcin do elbląskiej placówki przy ulicy Nowodworskiej 49 po raz pierwszy trafił w 1996 roku, obecnie to jego piąty pobyt w tym miejscu. Choć nie był ochrzczony, przebywając tu, uczestniczył w Eucharystiach.
– Zawsze wiernie przychodził na Msze św. – podkreśla s. Aleksandra, nazaretanka, matka chrzestna pana Marcina. – Wszyscy przystępowali do Komunii św., a ja musiałem siedzieć na krześle. To trzeba było zmienić – mówi mężczyzna. Siostra Aleksandra posługuje w Ośrodku Wsparcia i Interwencji Kryzysowej, pracuje z kobietami. Do kaplicy pobliskiego domu dla bezdomnych przychodzi na Eucharystie. Co pewien czas słyszała od pana Marcina, że nie jest ochrzczony, nie przyjął I Komunii św., a bardzo chciałby przystąpić do sakramentów. Siostra postanowiła mężczyźnie w tym pomóc. Poinformowała o tym ks. Łukasza Sołtysiaka i zaczęły się nauki katechumenatu.
Pan Marcin ma 41 lat, wychowywał się w domu dziecka. Pięć lat temu został napadnięty, dotkliwie pobity i okradziony. Do pełni zdrowia nigdy nie powrócił. Rozpoczynając przygotowania, powiedział siostrze, że z powodu tamtych zdarzeń ma problem z zapamiętywaniem nowych informacji. Siostra Aleksandra nie wymagała od niego, żeby czegokolwiek uczył się na pamięć – przy czym modlitwę „Ojcze nasz” pan Marcin zna i od dawna się nią modli. Siostra Aleksandra przyznaje równocześnie, że kiedy rozmawiała z mężczyzną o sprawach wiary, była przekonana, że rozumie ich znaczenie. – Chodziło mi o to, żeby pan Marcin zrozumiał różnicę między zwykłym chlebem a chlebem eucharystycznym – podkreśla siostra. Ważne było także, żeby wiedział, na czym polega chrzest. By był świadomy, że jest to przyjęcie do Kościoła i pozbycie się grzechu pierworodnego.
– Pan Marcin był szczęśliwy, kiedy powiedziałam mu, że od momentu chrztu będzie czyściutki jak biała kartka. Ucieszył się, bo jak powiedział: „W przeszłości różne rzeczy robiłem, a teraz to wszystko jest wymazane. Jestem czysty jak anioł” – opowiada siostra. Pan Marcin od dawna na szyi nosi krzyżyk, a w dniu chrztu otrzymał medalik z wizerunkiem Jezusa Miłosiernego. Zaznacza, że po przyjęciu pierwszego sakramentu coś się w jego życiu zmieniło, poczuł się dowartościowany.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się