Reklama

    Nowy numer 12/2023 Archiwum

Rok otwartych serc

Życzliwość, szczodrość i otwartość wobec mieszkańców Ukrainy dotkniętych koszmarem wojny, z którymi mieliśmy do czynienia w całej Polsce, były i są czymś wyjątkowym. To jednak nie koniec − zarówno potrzeb, jak i aktywnego zaangażowania mieszkańców naszej diecezji.

Niemal od pierwszego dnia walk na naszych granicach pojawiali się uchodźcy, a wraz z nimi informacje na temat tego, co wojna im odbiera. Otworzyliśmy bezzwłocznie dla wschodnich sąsiadów nasze domy i serca. Nie inaczej było w diecezji elbląskiej. − Chrześcijanin to ten, kto jest w gotowości, by pomagać. A dzisiaj Pan Jezus mówi: „Sprawdzam” − mówił ks. Andrzej Mamajek, proboszcz parafii św. Stanisława Kostki w Rodowie.

Już w pierwszych dniach od rosyjskiego najazdu uchodźcy przybywali także do naszego regionu. Część z nich znalazła zakwaterowanie przygotowane przez władze miejskie czy parafie, niektórzy z kolei schronili się u znajomych czy rodziny. Z tym ostatnim nie było tak trudno, jako że diaspora ukraińska w naszym regionie to dość spora społeczność. Tak było choćby w przypadku Marii i Nazara ze Lwowa, którzy wraz z dwójką dzieci udali się do ks. Pawła Potocznego w Żelichowie. – Mieliśmy świadomość, że nawet jeśli ta wojna skończy się szybko, to i tak przyjdzie taki czas, że tym ludziom będzie trzeba pomagać w dłuższej perspektywie. Wiedzieliśmy, że dysponujemy lokum i możliwościami, aby przyjąć rodzinę na naszej plebanii, ale od razu zaczęliśmy się zastanawiać, jak pomagać innym – wyjaśnia proboszcz.

Nie zostawić samym sobie

W przyjmowanie uchodźców zaangażowały się władze miejskie. W Elblągu w szczytowym momencie przebywało ok. 2 tys. osób z Ukrainy. Przyjęcie takiej liczby uciekinierów nie byłoby możliwe bez zaangażowania parafii. Pod swój dach przybyszów przyjęły m.in. wspólnoty pw. Trójcy Świętej czy bł. Doroty z Mątów. Pierwsze osoby w budynkach przykościelnych parafii bł. Doroty schroniły się już w Środę Popielcową. W następnych dniach przybywali kolejni mieszkańcy Kijowa, Mariupola, Zaporoża, spod Krymu. Z kolei w Malborku i na terenie powiatu malborskiego przyjęto w sumie ponad 800 osób. Udział w tym miała parafia Zesłania Ducha Świętego na Piaskach w Malborku.

Z pomocą pospieszyły także wspólnoty parafialne z mniejszych miast i miejscowości. W oratorium księży salezjanów w Tolkmicku już w marcu zamieszkało kilka rodzin z dziećmi. Były to w sumie 23 osoby. W ciągu roku ta liczba czasem rosła, czasem malała. Nieustannie jednak w salezjańskim ośrodku przebywało kilkadziesiąt osób potrzebujących schronienia. – Oni potrzebują pomocy, a my nie możemy ich zostawić samym sobie – stwierdził krótko proboszcz ks. Józef Grochowski. Z kolei w parafii w Rodowie wierni wyremontowali specjalnie mieszkanie dla rodziny, która miała do nich przybyć. Ponadto udostępniali swoje prywatne domy czy całoroczne domki letniskowe. Pewna pani przekazała do dyspozycji uchodźców dom swojej mamy, która zmarła kilkanaście dni wcześniej. Zamieszkało w nim osiem osób − trzy matki z pięciorgiem dzieci.

Wszystko, co najpotrzebniejsze

Niemal od razu organizowano także pierwsze zbiórki darów, zarówno dla Ukraińców, którzy przybyli szukać pomocy w Polsce, jak i dla ich bliskich, którzy pozostali w kraju, by walczyć z rosyjskim najeźdźcą. Początkowo były to zbiórki oddolne, spontaniczne, organizowane w ramach klubów, stowarzyszeń czy innych małych wspólnot. Takie jak ta zorganizowana przez koła łowieckie z Iławy i okolic. Myśliwi skrzyknęli się już w pierwszych dniach marca, by wesprzeć walczących. W kilka dni uzbierali m.in. niezbędne na froncie kamizelki kuloodporne, siatki maskujące, bieliznę termoaktywną, noże, jedzenie i wiele innych.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy