Z Elbląga do Zimbabwe

Rozmowa z ks. abp. Januszem Urbańczykiem, nuncjuszem apostolskim w Zimbabwe.

Gość Niedzielny: Lista krajów, w których ksiądz posługiwał, jest naprawdę spora. Czy któryś z nich zapisał się szczególnie w pamięci księdza?

Ks. abp. Janusz Urbańczyk: Miałem wyjątkowe szczęście do nominacji, gdyż była ich spora różnorodność. Pierwszą z nich była Boliwia, jeden z najuboższych krajów Ameryki Południowej, a przy tym mający wspaniałą kulturę, sięgającą czasów sprzed epoki Krzysztofa Kolumba. Ponad 50 proc. mieszkańców Boliwii to przedstawiciele różnych etnicznych plemion, które zamieszkują kraj od tysięcy lat, co daje możliwość obcowania z naprawdę wyjątkowymi wydarzeniami. A przy tym doświadczenie życia prawie na 4000 m. n.p.m. wiąże się także z pewnymi odczuwalnymi dla organizmu zjawiskami i koniecznością dostosowania się do życia na takiej wysokości.
Kolejne dwa kraje, w których posługiwałem, często mylone ze sobą ze względu na podobną nazwę, czyli Słowenia i Słowacja, są w rzeczywistości od siebie kompletnie odmienne. Słowacja dla nas, Polaków, jest dość bliska, szczególnie językowo, kulturowo i religijnie, ale np. w tym kraju mają zupełnie inne doświadczenie przeżywania komunizmu. Inaczej wspominają tamten czas oraz to, jak wyglądały prześladowania Kościoła, jak funkcjonował Kościół w podziemiu itp. Pomimo więc, że przeżywano tam podobne doświadczenia jak w Polsce, to dziś można odczuć, że odbierane są inaczej.

Słowenia jest już jednak nieco dalej…

To przede wszystkim bardzo mały kraj o wyjątkowej specyfice. Liczy sobie zaledwie dwa miliony mieszkańców, którzy posługują się niemal 50 różnymi dialektami, co w tak niewielkim kraju sprawia, że te różnice się uwypuklają. Ale spotykając się ze Słoweńcami uczyłem się historii tego kraju i rozumiałem, dlaczego zachodziły tam takie, a nie inne wydarzenia, które często mają też wpływ i na obecne dni.

A potem trafił ksiądz na jeszcze inny „koniec świata”, czyli do Nowej Zelandii. Jak wyglądała posługa na Antypodach?

Tamtejsza nuncjatura jest odpowiedzialna w sumie za dziewięć państw i fragmenty wysp należących do Polinezji Francuskiej. To doświadczenie obfitowało z kolei w różne związane z pracą wyjazdy. Byłem np. na takich małych wyspach Wallis i Futura, gdzie obywały się święcenia biskupie, czy też Tonga, na pogrzebie króla Tupou IV, albo na pogrzebie kardynała w Samoa. Tam mogłem zobaczyć, jak miejscowy Kościół przeżywa różne okazje liturgiczne i zestawić nasze często mylne wrażenia, jakie mamy o tamtych społecznościach, z tym, jak to jest w rzeczywistości.

Teraz trafi ksiądz do Zimbabwe, ale to nie będzie pierwszy afrykański kraj, w którym będzie ksiądz pełnił posługę.

Tak, wcześniej była Kenia. Afryka doświadcza dziś bardzo olbrzymich zmian kulturowych. Wiele osób zatraciło dziś świadomość bogactw, jakie były Afryce, m.in. właśnie w Kenii. Mimo wszystko wciąż można doświadczyć tego, w jak odmienny sposób od nas, Europejczyków, tam przeżywa się sacrum. Udział w Mszy Świętej w krajach afrykańskich może być dla nas zawsze doskonałą lekcją tego, jak przeżywać sacrum. Oni tak samo jak wszyscy ludzie doświadczają swoich codziennych problemów, ale kiedy przychodzi czas Eucharystii, wówczas to, w jaki sposób ją przeżywają, jak są skupieni, jak trwają w ciszy, jest czymś wyjątkowym.

Cała rozmowa w najnowszym "Gościu Elbląskim" nr 14 na 7 kwietnia.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..