Po ponad 80 latach zrekonstruowana została wieża w kościele w Żelichowie-Cyganku.
Kiedy w 1943 roku w okolice Trójmiasta zbliżał się front II wojny światowej, miejscem konfrontacji mogły stać się miejscowości na Żuławach. Na tym płaskim jak stół terenie ciężko o punkty orientacyjne dla artylerii. Wiedzieli o tym mieszkańcy Żelichowa, którzy, aby chronić miejscowy kościół św. Mikołaja, który takim punktem by się stał, rozebrali szybko jego drewnianą wieżę. Chodziło oczywiście nie tylko ocalenie budynku, ale przede wszystkim o możliwość zapobieżenia atakom ze strony Armii Czerwonej. Historycy zgodni są, że ten krok wraz z wysadzeniem zapór wodnych i zalaniem Żuław, pozwolił miejscowej ludności zdążyć ewakuować się przed wkroczeniem sowietów.
Świątynia bez wieży przetrwała do czasów współczesnych. Kiedy w 2014 roku parafię (już w wtedy greckokatolicką) obejmował ks. Paweł Potoczny, przyjeżdżając pierwszy raz do nowej wspólnoty… zgubił się. - Myślałem że bez problemu trafię do kościoła, który przecież na takim terenie powinien być widoczny z wielu kilometrów. Niestety tak się nie stało i zbłądziłem. Wtedy też pomyślałem, że koniecznie trzeba odbudować tę wieżę - opowiada kapłan.
Zadanie wydawało się jednak pozostawać jedynie tym ze sfery marzeń. Przede wszystkim z takiego powodu, iż parafia w Żelichowie-Cyganku jest wspólnotą niewielką, i zgromadzenie budżetu pozwalającego na taką rekonstrukcję przekracza jej możliwości. - To „marzenie” jednak weszło tak mocno w przestrzeń moich myśli i pracy, że zobaczyłem w tym cel i sens, aby wieża, a na jej szczycie krzyż, powróciły na tę świątynię - dodaje ks. Potoczny.
Jak opowiada duszpasterz prace nad rekonstrukcją rozpoczął od… mówienia. - Za każdym razem kiedy miałem jakieś spotkanie, lub gdy ktoś odwiedzał naszą świątynię, a ja go oprowadzałem, to przy każdej tej okazji powtarzałem: „A tutaj będzie stała wieża. Odbudujemy wieżę!” - uśmiecha się kapłan.
Dalszy ciąg artykułu w Gościu Elbląskim nr 46 na 17 listopada.
Montaż zwieńczenia wieży na kościele w Żelichowie-Cyganku