Był środek stanu wojennego, kiedy postanowili wybudować kościół.
- Pierwszą łopatę pod krzyż, który stanął na placu budowy, wbiliśmy w kwietniu 1982 roku - wspomina Roman Wereszko, szef OSP w Szymankowie. - Mimo że to był przecież stan wojenny, ani chwili nie zastanawialiśmy się, bo potrzebowaliśmy tego kościoła - opowiada. Dziś w Szymankowie obchodzono 30-lecie powstania parafii św. Floriana oraz 30 lat posługi w niej ks. kan. Stanisława Grucy.
I choć parafia istnieje w Szymankowie od 1986 roku, zabiegi mieszkańców wioski o wybudowanie kościoła wyprzedziły tę datę. - Już pod koniec lat 70. chcieliśmy, aby dzieci nie musiały się uczyć religii w domach, ale żeby miały do tego miejsce, i żeby ludzie mogli też się modlić we właściwych warunkach - wspomina pan Roman.
Wtedy wraz z ks. Jerzym Pobłockim parafianie podjęli decyzję o wybudowaniu kaplicy bądź kościoła. - Bardzo szybko udało się zdobyć grunt pod świątynię, a potrzebne materiały były już wcześniej przygotowane - relacjonuje tamte wydarzenia pan Roman. R. Wereszko dodaje, że mieszkańcy czekali tylko na zgodę wojewódzkiego architekta. A ta przyszła właśnie w stanie wojennym.
- Paradoksalnie, mimo że był właśnie stan wojenny, może dlatego uzyskaliśmy tę zgodę - pan Roman zauważa, że lokalni włodarze PRL mieli wówczas pewnie inne ważniejsze sprawy na głowie. - A i chyba trochę się obawiali ludzi Kościoła, więc dla spokoju zgodzili się.
- Ale wiedzieliśmy, że pomimo zgody, ta budowa będzie w jakiś sposób torpedowana - opowiada. - Dlatego też krzyż wkopywaliśmy w środku nocy - wspomina pan Roman. Jednak ta konspiracja niewiele dała. - Już następnego ranka wzięli mnie na komendę i zapytali, czy to ja ustawiłem ten krzyż - wspomina. I mówi, że odpowiedział zgodnie z prawdą, iż sam nie dałby rady wbić takiego wielkiego krzyża, więc postawiła go w tym miejscu "cała wioska".
- Potem ciągali mnie na komendę jeszcze trzy czy cztery razy i zadawali te same pytania - opowiada. - W pewnym momencie zdenerwowałem się i mówię: "Jestem już u was trzeci raz i nadal nie wiecie, jak się nazywam?" - opowiada.
Milicjanci wielokrotnie proponowali panu Romanowi pójście na "korzystny układ", jeśli usunie on krzyż. - Mówili: "Wiemy, że to ty namówiłeś ludzi, żeby zbudowali ten krzyż", a ja się nie wypierałem - wspomina. Jak mówi, zarówno ks. Pobłocki, jak i ówczesny ordynariusz gdański bp Lech Kaczmarek nalegali, aby nie szedł na żadne układy z władzą. - "Nawet jeśliby cię internowali, to cię wyciągniemy" - tak mi mówił ks. Jerzy - wspomina pan Roman.