W kilka chwil stracili wszystko. Cały dobytek życia zabrały płomienie. - Może gdybym był wtedy w domu, uratowałbym coś więcej - zastanawia się Lech Urbankiewicz, ciężko przełykając ślinę. Jego żona Jolanta na wspomnienie dnia pożaru również spuszcza wzrok. - Nie będę ukrywać, że to był bardzo ciężki okres. W dni zaraz po czułam się jakbym żyła na innej planecie. Na szczęście Pan Bóg był z nami przez cały czas - mówi.
Od dnia pożaru minęło półtora miesiąca. Rodzina Urbankewiczów powoli staje na nogi. Mieszkają nadal w Jazowej, niedaleko swojej dawnej posiadłości. – Stało się to możliwe dzięki pomocy państwa Sylwestra i Teresy Ancewiczów, którzy oddali nam do dyspozycji swój stary dom i dzięki staraniom pana Jacka Michalskiego, burmistrza Nowego Dworu Gdańskiego, który przekształcił go w lokal socjalny – opowiada pani Jolanta. – To naprawdę jest bardzo ważne, że możemy być tak blisko naszego dawnego domu – dodaje pan Lech.
Z dnia na dzień rodzina urządza swoje nowe lokum. Mają już niemal wszystkie niezbędne sprzęty do normalnego funkcjonowania. Wkrótce otrzymają meble do kuchni, które zaoferowały im dwie duże elbląskie firmy meblarskie. Z pożaru nie ocalały prawie żadne przedmioty osobiste Łukasz Sianożęcki /Foto Gość Jak mówią, szczególnym zaskoczeniem była też pomoc ze strony osób, od których tej pomocy by nie oczekiwali. – Można powiedzieć, że nie znaliśmy ich, sądziliśmy, że jesteśmy dla nich obojętni, ale kiedy straciliśmy dom, pokazali całkiem odmienne oblicze – wspomina J. Urbankiewicz.
– W tych dniach po pożarze, ale tak naprawdę do teraz – to cały czas trwa – dostajemy pomoc z tak różnych stron: od rodziny, przyjaciół, od osób, z którymi nie utrzymywaliśmy kontaktu codziennego. Niektórzy już dzień po pożarze byli u nas – wylicza syn. – Pomagają też szkoły, do których kiedyś uczęszczałem, wspólnoty młodzieżowe, nawet te, do których nie należę, i tak dalej... Wymieniać mógłbym chyba bez końca – nie wiem też, ile osób się za nas modliło, dorzuciło do licznych zbiórek "wdowi grosz", który – jak wierzę – jest najwięcej wart w świecie materialnym – dodaje Radek. – Wydaje mi się, że chyba w naszej okolicy nie ma ludzi, którzy by nam nie pomogli – uśmiecha się pani Jolanta.