Często mówimy, że wszystko oddajemy Panu Bogu. Jednak czy realnie potrafilibyśmy zadeklarować, że wszystko, co nas materialnie otacza, nasze pieniądze, nasze domy i nasza praca nie należą do nas, ale właśnie do Boga? Członkowie stowarzyszenia Christophoros uważają, że da się tak zrobić, a przy tym mówią, że warto.
- W moim życiu finansowo nigdy nie było źle. Dużo podróżowałam. Realizowałam się w moim hobby, jakim jest poznawanie różnych krajów, różnych kultur - opowiada Marzena Szawgulińska. - Miałam dużo znajomych, prowadziłam atrakcyjne życie towarzyskie. Ale wciąż czegoś mi brakowało.
Nieco inaczej wyglądało to w przypadku Jarosław Stryjczyka. - Ja zawsze starałem się, aby Pan Bóg był obecny w moim życiu - podkreśla. - Ale wciąż odkrywałem rejony, do których go nie wpuszczałem. Był taki etap w moim życiu, kiedy sobie uświadomiłem, że jestem przekonany, że finanse to tylko i wyłącznie moja sprawa - wspomina.
- W swojej pracy zawodowej bardzo dużo wyjeżdżałem. Cały tydzień byłem poza domem i wracałem jedynie na weekend - mówi Robert Gniado, kolejny z członków Christophorosa. - To było uciążliwe i sprawiło, że pojawiało się coraz więcej trudności w kontaktach z pracodawcą. W końcu coś we mnie pękło i postanowiłem, że dłużej już nie chcę tego robić.
Grażyna Michalczyk przyznaje, że przez wiele lat w jej małżeństwie pieniądze były tematem tabu. - Mieliśmy z mężem ogromne problemy jeśli chodzi o rozmowy w tej właśnie materii. Nie potrafiliśmy na te tematy w ogóle prowadzić dialogu, a więc nie mogliśmy się porozumieć - opowiada.
Zmiana nie przyszła z dnia na dzień. Pomocne były przede wszystkim kursy, poświęcone temu, jak o finansach mówi Pismo Święte. Państwo Michalczykowie na taki kurs trafili do Gdyni. - Wtedy dopiero po raz pierwszy odważyliśmy się z mężem otwarcie porozmawiać na temat pieniędzy. Wtedy też postanowiliśmy, że zaczniemy wprowadzać te zasady natychmiast w nasze wspólne życie - wspomina.
Pani Marzena przyznaje, że to nie był dla niej łatwy proces. - Myślałam sobie: "Panie Boże, te finanse to jest dla mnie sfera nie do ogarnięcia". Zawsze bowiem lekką ręką wydawałam to, co zarobiłam - mówi. - A kiedy usłyszałam, że mam oddać Bogu wszystko, w tym np. swoje mieszkanie, poczułam lęk. Pomyślałem, że zrezygnuję.