Polska dusza - rzecz odziedziczona

Jeszcze niedawno nawet nie myśleli, żeby wracać do ojczyzny. Po 16 latach spędzonych na emigracji w Londynie zamieszkali w rodzinnej wiosce.

Tę lukę Dąbrowscy starali się jakoś wypełnić. - Stało się tak, że wchodziliśmy w bardzo zażyłe relacje z naszymi znajomymi. Po prostu robiliśmy sobie rodzinę z obcych nam tak naprawdę ludzi. Nie byliśmy jednak jedynymi. Wiele polskich małżeństw, których rodziny pozostały w kraju, stwarzało sobie takie substytuty - wyjaśnia Magda.

Dużą pomocą w tych trudnych przeżyciach była bliska obecność polskiej parafii. Kościół w Ealingu prowadzą księża Marianie.

- Bardzo zżyliśmy się księdzem proboszczem Pawłem Nawalańcem. Ja udzielałem się w parafialnej scholii, mogąc tym samym realizować swoją pasję do muzyki, a gdziekolwiek byśmy się nie przeprowadzili zawsze było blisko do tego właśni kościoła - wspomina M. Dąbrowski. - Stworzona tam wspólnota była dla nas zawsze dużym wsparciem.

Przyszedł jednak moment, kiedy decyzja o powrocie stała się praktycznie pewna.

- Niemal w jednym czasie nasi rodzice doświadczyli ciężkich chorób - opowiadają małżonkowie.

- Okazało się, że mój tata w wyniku cukrzycy musi poruszać się przy pomocy specjalnego wózka, a u mamy Magdy zdiagnozowano raka - dodaje Marcin. - Chwilę później nowotwora wykryto także u taty Magdy. Choć lekarze zapewniali, że zdiagnozowano go wystarczająco wcześnie, to po operacji pojawiły się spore komplikacje. Tata musiał przejść drugi zabieg. Reanimowano go dwukrotnie. To było bardzo poważne. Lekarze patrząc na jego wypis ze szpitala, mówią, że to, że uniknął wówczas śmierci to prawdziwy cud.

Wtedy ostatecznie coś w nich pękło. - Powiedzieliśmy sobie: „to nie jest życie” - wspomina Magda. - Zaczęliśmy sobie zdawać sprawę, że my nie żyjemy tam w pełni. Że to wszystko jest jakieś takie tymczasowe. Chodziliśmy posępni.

Jak mówi także sytuacja społeczno-polityczna w Wielkiej Brytanii nie wpływała pozytywnie na ewentualną decyzję o pozostaniu. - To już nie była ta Anglia, do której wyjechaliśmy w 2002 roku. Dziś w Londynie praktycznie każdy, codziennie liczy się z możliwością zamachu terrorystycznego. Mąż od kilku lat pracował w policji, więc od pewnego czasu nieustannie towarzyszyła mi myśl, czy dziś na pewno wróci do domu - mówi poruszona małżonka.

Małżonkowie mówią zgodnie, że od kiedy założyli rodzinę ich największym pragnieniem było to, aby dzieci mogły bezpiecznie dorastać. - W pewnym momencie poczuliśmy, że w Londynie to chyba nie będzie do końca możliwe - opowiada Magda. - Chcieliśmy też, aby nigdy nie zatraciły swojej tożsamości, a baliśmy się, że w tak zmieniającym się środowisku nie będzie to łatwe - zauważają rodzice.

« 1 2 3 »
oceń artykuł Pobieranie..