– Czy to osadzony, czy to powszechnie szanowany artysta, polityk – patrzę na nich tak samo – mówi Justyna Kobylińska.
Filigranowa, 30-letnia blondynka w areszcie śledczym, gdzie przetrzymywani są nawet niebezpieczni przestępcy, to niecodzienny widok. Nie jest to jednak wcale pani z urzędu, prokuratury czy też obsługi zewnętrznej więzienia. Nie przyszła odwiedzić któregoś z osadzonych, lecz siada wśród więźniów i opowiada im o… Jezusie.
– Kiedy szłam tam pierwszy raz, w ogóle nie myślałam o tym, czy się boję – opowiada Justyna Kobylińska ze stowarzyszenia Christophoros. – Nie zastanawiałam się, jakie reakcje mogą mnie tam spotkać. Miałam w myślach tylko to, że idę tam zanieść Dobrą Nowinę – dodaje. To właśnie w ramach działalności stowarzyszenia Christophoros Justyna trafiła za kratki. Stało się tak w związku z tym, że 16 osadzonych z Aresztu Śledczego w Elblągu zgłosiło chęć udziału w prowadzonych przez stowarzyszenie szkoleniach dotyczących zarządzania pieniędzmi. Są to kursy finansowe Crown, które Christophoros z powodzeniem przeprowadziło już w kilkudziesięciu parafiach i wspólnotach w naszym regionie. – Przez te kursy dajemy osobom osadzonym bardzo przydatne narzędzie, które z całą pewnością będą mogli wykorzystać, gdy już wrócą do społeczeństwa – opowiada Krzysztof Ciuła, który prowadzi kursy wspólnie z Justyną. – Mogliśmy rozpocząć tę niezwykłą działalność dzięki rekomendacji kapelana więziennego. Jest to dla nas nowe doświadczenie, ale jak wierzymy, także ogromna szansa – dodaje. Niemal wszyscy osadzeni elbląskiego aresztu byli chętni, aby uczestniczyć w tym programie. – Nie jesteśmy jednak w stanie pracować ze wszystkimi. Dlatego na początek wybraliśmy grupę tych, którzy na wolność wyjdą najwcześniej – mówi Krzysztof. Członkowie stowarzyszenia wyjaśniają, że tym, z którymi już pracują, chcą nie tylko przekazać wiedzę o zarządzaniu finansami, ale przede wszystkim powiedzieć, że Pan Jezus ich kocha i nigdy nie zrezygnował z ich zbawienia. – Nasz kurs da im więc nie tylko praktyczne rady, ale także – mamy nadzieję – przybliży Ewangelię – dodaje K. Ciuła. Członkowie Christophoros odbyli już cztery spotkania z osadzonymi. – Muszę przyznać, że ich obecność wywołała w areszcie spore poruszenie – ocenia ks. Piotr Bryk, kapelan elbląskiego aresztu. – I to nie tylko wśród osadzonych, ale również wśród strażników i wychowawców – uśmiecha się. Opowiada, że kadra jest bardzo zainteresowana tym, z czym przychodzą członkowie stowarzyszenia. – Oglądają podręczniki, które więźniowie dostali za darmo, dopytują się, są zaciekawieni – opowiada kapłan. Jak tłumaczy Justyna, wchodząc do celi, nie ocenia tego, kogo tam spotyka. – Bez względu na to, czy mam do czynienia ze skazanym, czy może z powszechnie szanowanym politykiem lub artystą, w każdym staram się widzieć Jezusa – wyjaśnia. – Wiem też, że kiedy tam idę, to idę posługiwać. A kiedy posługuję, to Pan Bóg jest ze mną i będzie działał przeze mnie – dodaje. Ewangelizatorzy przyznają, że dzięki ich posłudze niektórzy z więźniów po raz pierwszy mają styczność z Pismem Świętym. – Dla mnie najpiękniejsze jest to, że oni w końcu mają szansę poczuć moc słowa Bożego – mówi Justyna. – Kiedy obserwuję aresztantów czytających to słowo lub recytujących wersety, których się nauczyli na pamięć, i kiedy widzę, że drżą im wtedy wargi, to jestem przekonana, że to ich porusza do głębi – opowiada. Ksiądz Piotr obserwuje całą inicjatywę niejako z boku. Jak mówi, można zauważyć dużą zmianę wśród niektórych osadzonych, nawet wśród takich, których określano jako szczególnie niebezpiecznych. – Oczywiście nie wszyscy umieją w to wejść, ale widzę, że niektórzy pracują na co dzień z Pismem Świętym, także między spotkaniami. To dla mnie piękny przykład ewangelizacji – przyznaje kapelan. – Skąd to wynika? – zastanawia się Justyna. – Być może z tego, że my nie patrzymy na nich jak na więźniów. Zgodnie z zasadami naszego kursu zwracamy się do naszych uczestników: „bracie”, „siostro”. I nieraz słyszymy od osadzonych, że to dla nich ważne, bo jeszcze nikt nigdy tak się do nich nie zwracał – opowiada. – Ten kurs w dużym stopniu uczy obchodzenia się z finansami, ale to, co najważniejsze, pokazuje nam nasze życie – zauważa ks. Bryk. – Dzięki niemu zadajemy sobie pytanie, na czym się ono opiera i do czego mam je odnosić. Te pieniądze są takim fajnym, przyciągającym haczykiem, ale najważniejsze jest to, że człowiek może zmierzyć się z samym sobą, ze swoją uczciwością i rzetelnością. I choć sam czekam na ostateczne rezultaty, to bardzo się cieszę, że ten kurs trafił do naszego aresztu – podsumowuje.