Dwaj iławianie przemierzyli na rowerach prawie 4200 kilometrów, aby dotrzeć do miejsca najsłynniejszych objawień Matki Bożej, po drodze nawiedzając najważniejsze sanktuaria maryjne Starego Kontynentu.
- Zbiórkę przed naszą wyprawą wyznaczyliśmy na dzień 30 maja o godzinie 7.08, zaledwie 10 minut przed odjazdem pociągu. Zdążyliśmy i dojechaliśmy najpierw do Poznania, a stamtąd do Frankfurtu nad Odrą. I dalej jechaliśmy już tylko na rowerach. Każdy z nas miał rower, który razem z bagażem ważył 40 kg - opowiada Wiesław Darkowski, który wraz ze swoim przyjacielem Henrykiem Witkowskim, dojechał rowerem do Fatimy.
Dwóch iławian z granicy polsko-niemieckiej rozpoczęło swoją podróż - pielgrzymkę po Sanktuariach Maryjnych Europy, która miała zakończyć się 8 lipca w Lizbonie. - W tym mieście mieliśmy zarezerwowany na następny dzień lot do Warszawy - wspomina pan Wiesław.
Niemcy nie były zbyt gościnne, od samego początku pielgrzymom towarzyszył deszcz.
- Nie był intensywny, można było jechać, ale musieliśmy wykorzystać ubrania przeciwdeszczowe - mówi pan Henryk. Rowerzyści zaznaczają, że były one przeciwdeszczowe tylko według producenta. - Po około 15 minutach owe właściwości ochronne zanikały - śmieją się. - Okazało się również, że Niemcy to całkiem górzysty kraj. Ciągłe podjazdy i zjazdy powodowały, że wieczorami bardzo chętnie szliśmy spać, aby chociaż chwilę odpocząć i nabrać sił przed kolejnymi etapami podróży - dodaje pan Wiesław.
Już od początku podróży ustalili pewien rytuał działania. - Postanowiliśmy, że o godzinie 20 zaczynamy rozglądać się za noclegiem, ale za to wstajemy już o 5 rano, aby wykonać plan i zdążyć na czas do Lizbony - dodaje pan Wiesław.
A plan był taki: codziennie 120 km jazdy rowerem. - Ale tak jak z ubraniami przeciwdeszczowymi, to był tylko plan. Raz przejechaliśmy 170 km, ale innego dnia tylko 33 km.